lestat lestat
804
BLOG

Jarosław Kaczyński o formowaniu rządu Olszewskiego cz II

lestat lestat Polityka Obserwuj notkę 9

Część  pierwsza była tutaj < <<<<<<<<<< o formowaniu rządu Olszewskiego

część druga

 

Przed posiedzeniem sejmu, na którym Olszewski miał podać skład Rady Ministrów, odbyło się zebranie klubu poselskiego. Na tym zebraniu klubu, do którego należeli także ludzie Olszewskiego, mieli swoje koło w naszym, zostało powiedziane, że trudno i darmo, cokolwiek by się na sali sejmowej działo, będziemy jednogłośnie popierać rząd Olszewskiego, Anusz - ich człowiek - wybiegł z zebrania, jak się później wywiedzieliśmy, przekazał tę informację Olszewskiemu. Olszewski był nas już pewny i wyobraź sobie taką scenę: siedzą moi koledzy z PC w ławkach sejmowych, mnie akurat nie było, zaziębiłem się i dwa dni leżałem w domu, Olszewski już zaczął przemawiać, za chwilę przedstawi skład rządu i nagle przychodzi do nich kartka, że przepraszamy bardzo, ale szefem URM-u będzie Włodarczyk.
 
- W jakim ty towarzystwie, Jarek, się obracasz!
 
Tak nas potraktować, to było zwykłe chamstwo. Mogliśmy wtedy postawić sprawę w ten sposób: albo szef URM-u będzie nasz, albo się wycofujemy i g... nas ten rząd obchodzi.Czyli zachować się jak Balazs, który - kiedy Olszewski zaproponował mu w ostatnim momencie, dosłownie na 10 min. przed wyjściem na salę sejmową, żeby zrezygnował z objęcia ministra bez teki - odpowiedział: proszę bardzo, ale ja w takim razie nie odpowiadam za sposób głosowania moich 10 posłów. Tych 10 głosów, jak się potem okazało, nie miało znaczenia w głosowaniu, ale Olszewski jeszcze o tym nie wiedział i natychmiast się wycofał. PC zrobić tego jednak nie mogło, bo nam na tym rządzie naprawdę bardzo zależało. Mieliśmy jeszcze nadzieję, że Olszewski będzie się zachowywać racjonalnie, że zrozumie, iż prowadzenie wojny z partią, która go premierem zrobiła, nic mu dobrego nie wróży.
 
Po tym świństwie chciał się ze mną spotkać, natychmiast. Odmówiłem. Rozumowałem tak: jeżeli pójdę do niego i sprawę postawię na płaszczyźnie politycznej, to nie mam żadnych instrumentów, aby ją rozegrać, bo przecież mu nie powiem, że się wycofam z koalicji; z kolei jeśli postawię ją w płaszczyźnie osobistej - bośmy przecież byli przedtem ze sobą w bardzo dobrych stosunkach przez wiele lat - trochę głupio, bo to w końcu chodzi o politykę, a nie życie prywatnei co ja mu powiem, że jesteś takim a takim synem?
 
Poza tym obawiałem się, iż nasza rozmowa zostanie opacznie potraktowana przez innych: że Kaczyński przyszedł do Olszewskiego i zaakceptował ten stan rzeczy, co było nieprawdą. Ja tego stanu rzeczy akceptować nie zamierzałem, bo uważałem, że będzie on z jednej strony wykorzystywany przeciwko nam, a z drugiej - w rządzie zaczną się szarogęsić i triumfować ludzie bez kwalifikacji politycznych, czym doprowadzą po paru miesiącach do jego klęski. Postanowiłem czekać, aż sytuacja się trochę zmieni.
 
- A w ogóle podziękował ci?
 
No coś ty, coś ty! Nawet jak przyszedł do naszego klubu poselskiego, to ani jednym słowem mi nie podziękował.
 
- To warto się było tak angażować?
 
Z perspektywy czasu sądzę, że on cały czas zachowywał się tak, żeby mnie zdenerwować. Myślę, że on robił wszystko, żeby mnie rozgniewać i popełnił - według mnie - fundamentalny błąd. Bowiem w sytuacji, która się wytworzyła, że nie mógł utrzymać całej władzy, że w gruncie rzeczy szeregu resortów w ogóle nie kontrolował, nie kontrolował MSZ-u, nie kontrolował telewizji, nie kontrolował ministerstwa finansów w istocie,on powinien był jak najszybciej dokonać głębokiego manewru w kierunku Unii Demokratycznej, co mu wielokrotnie radziłem.
 
- Przecież mówiłeś, że z Unią - nigdy. 
 
Ja?
 
- No, ty. Także do mnie. 
 
Widocznie (śmiech) musiałem cię traktować jak ich agentkę.
 
 
Słuchaj, moja droga, ja mam świadków, że ja chciałem z Unią już w grudniu.Chociaż, oczywiście, wolałem, by Unia weszła do koalicji w drugiej fazie. Czyli najpierw chciałem stworzyć dużą i silną naszą koalicję i do niej dopiero przyłączyć Unię. W grudniu jednak, z ręką na sercu ci mówię, przekonywałem Olszewskiego, że trzeba im coś dać. I radziłem tak wbrew własnemu interesowi politycznemu, bo gdyby moje pomysły zrealizował, dostałbym w tyłek, ludzie by mnie, nawet w mojej partii, przeklęli, ale uważałem, że dla tego rządu to jedyna szansa na przetrwanie. Dlatego powiedziałem sobie: trudno, to nieważne, najważniejsza jest demokracja.
 
- Jaka demokracja?
 
Że rządzi, dziewczyno, parlamentarna większość i wyklucza się wariant: jeśli nie dyktatura, to półdyktatura. W Polsce przecież toczyła się walka nie o taki czy inny rząd. W Polsce toczyła się walka o demokrację. Dlatego tak się angażowałem.
 
- Z kim walka?
 
Jak to z kim?! Z Belwederem! Przeciwko Belwederowi! Tu, realnie rzecz biorąc, nie było żadnych merytorycznych możliwości sprawowania władzy bez pokonania Belwederu.
 
I co chciałeś dać... Geremkowi?
 
Ministerstwo spraw zagranicznych. Niech biorą - powiedziałem Olszewskiemu, aby tylko weszli. A gdyby nie chcieli zrezygnować ze Skubiszewskiego, to dać im jakieś inne poważne ministerstwo. Mówiłem Olszewskiemu: musisz z czegoś zrezygnować, zaproponuj im trzy, no, dwa poważne resorty: MSZ i ministerstwo finansów, nad którymi Olszewski i tak potem nie panował, oraz jeden gorszy, dajmy na to oświatę. Wprawdzie oddanie oświaty byłoby trudne do zgryzienia dla ZChN-u, wiem, ale na ZChN-ow-ców Olszewski powinien był machnąć ręką, oni - sądziłem wtedy - i tak za dużo od niego dostali. Unia by wtedy weszła do rządu, powiedzmy sobie szczerze, za niewielką cenę. I bez liberałów. Byłem o tym przekonany, choć wtedy jeszcze nie wiedziałem i Olszewski też nie wiedział, że oni taką alternatywę już rozważali i prezydium Unii podjęło uchwałę, przy trzech tylko głosach przeciw (Kuronia, Geremka i Rokity), żeby do rządu Olszewskiego jednak wejść.
 
Źle, że tak się nie stało. Same korzyści z tego byśmy osiągnęli.
 
 
Jarosław Kaczyński o -
 

 

Źródło - My Teresa Torańska

lestat
O mnie lestat

W związku z końcem postkomunistów,a poszerzeniem pojęcia lewica oraz uznaniem Gierka za patriotę - odkurzam znaczek sprzed 35 lat "Za nic bym nie chciał , aby uważano mnie za człowieka poważnego , bo w obecności tzw. poważnych ludzi dzieci bawia się bez wigoru i radości , kobiety przestają być zalotne , wojskowi nie chcą opowiadac pieprznych anegdot , maski zdejmuja lub nadziewają w ich obecności tylko ludzie smutni. A na dodatek - durnie są zawsze poważni. Jeden z tych poważnych wygłosił najgłupsze zdanie w salonie na mój temat "dyskomfort części dyskutantów wynikający z tej wprost niemożliwej już do banalizowania, relatywizowania czy tym bardziej ignorowania kompromitacji PO, wzrósł niepomiernie i manifestuje się w sposób różnoraki. Jedni fundują nam różnego rodzaju divertissement w postaci zagadek...."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka