Nazywam się Erich i mam 10 lat . Cóż więcej mogę napisać , bo jak widzicie pisać umiem .
Mieszkam z ojcem i matką i mam 2 braci . Starszych .
Moi bracia chadzają swoimi drogami ( choć to raczej bez sensu , bo u nas w wiosce drogi nie ma , ale tak się mówi ) , mnie nie traktują poważnie.
Tata jest surowy , jak na mennonitę przystało . Właściwie to ja mogę o sobie powiedzieć tyle Erich mennonita , choć na nazwisko mam Patzen.
Pomyślicie – ciekawie się zaczyna . Nic ciekawego w tym nie ma , nigdy nie byłem dalej niż w naszej wsi . Ale głupi nie jestem – wiem jak się nasza wieś nazywa – to Streckffus .
Ty który czytasz , czy zrozumiesz , widzieć tylko własną wieś i nic więcej ( choć Tato raz był w Elbing ale wrócił oburzony i zatrwożony ) .
Jak na dobrego mennonitę przystało moim życiem i modlitwą jest praca , pomagam w polu , w obejściu . Modlę się trzy razy dziennie . Tata jest uprzejmy , nie krzyczy ale nawet śmiać się nie pozwala . Jak mówi Mama – on już taki jest , pełen Boga a czy kto widział aby Bóg się śmiał ?
Wy którzy to czytacie , nie wiecie co to znaczy śmiać się po kryjomu , gdy śmiech to według Taty Grzech.
Wy którzy to czytacie nie wiecie jak to jest , gdy jedyną rozrywką jest lampa naftowa , gdy nikt nie widzi , robię na ścianie obrazy z dłoni i cienia .
Cień mój towarzysz zabaw i uśmiechu .
Czasami gdy z Tatą idę koło naszego pięknego cmentarza . Tato mówi do mnie – tu po śmierci będziesz leżał , tu będziesz miał swój grób i po wieki każdy Cię uszanuje i pochyli głowę . W ciszy . Tata lubi ciszę . Ja lubię cień. I lubię Tatę nazywać Tata , choc mówię do niego Ojcze. Tata bym się nie ośmielił. Mama mówi On.
Piszę tak dużo po raz pierwszy , to i zapominam co chciałem powiedzieć o tych drogach. Nasza wieś nie ma drogi . Ze światem łączy nasz tylko rzeczka , co płynie przez środek wioski , a wszystkie domy jak zwierzęta są do niej nachylone .
Po drugiej stronie tej naszej rzeczki mieszka Gerhard . Ma 9 lat . Oprócz cienia to mój towarzysz uśmiechu . Czasami się bawimy i śmiejemy. On jest Hohmann .
Jest mennonitą , więc Tata pozwala . Gerhard jest rok młodszy , więc ja wymyślam zabawy .
On się mnie słucha. Ze mną nic mu się nie stanie .
Był wieczór , taki księżycowy . Był luty . Był rok 1930 . I była zamarznięta nasza rzeczka .
Bawiliśmy się na tym lodzie i śmiali , bo Gerhard mówił , ze podsłuchał jak Starsi mówili , że istnieją Czarni Ludzie . Potem ślizgaliśmy się po tym lodzie , na tej naszej rzeczce.
Potem lód pękł i rzeczka nas zabrała do siebie . Gdy zabrakło powietrza , widziałem jeszcze Gerarharda i cień .
Śmiech i zabawa to grzech – usłyszałem jeszcze w myślach Tatę .
Gdy chowali nas na naszym pięknym cmentarzu , wszyscy mieli smutne miny ale jak na mennonitów przystało byli chłodni .
Tylko Tata płakał .
* * *
Czy ta opowiastka jest prawdziwa , nie mam pojęcia – przed chwilą ją wymyśliłem .
* * *
Patrzyłem na ten wspaniały cmentarz , gdzie pokradziono wszystkie płyty i zdewastowano co dało się zdewastować.
Tylko dwie potłuczone płyty znalazłem – Ericha i Gerharda – co zmarli 12.02 .1930 roku .
W jakiś sposób winny im byłem tę opowieść .
p.s. Wklejam tę notkę po raz drugi - ciekawością czy resztki wielu żuławskich cmentarzy oświetlają dziś znicze ?
Komentarze